W czas wiosenny, gdy słońce złotem pola oblewało, a wiatr cichym szeptem pieśń lasów niósł, młodzieniec imieniem Jaromir wędrował ku rzece, co w dolinie za wioską płynęła. Serce jego radowało się na widok kwiecia polnego, co w trawie jak drogocenne klejnoty się mieniło, a ptaszęta w gałęziach wierzbin swą melodyją wiosenną go witały. Jaromir, prosty kmieć o jasnych włosach i oczach błękitnych jako niebo, czuł w sobie moc młodości i tęsknotę za przygodą. Myślał sobie, że dzień tak piękny zwiastuje jeno dobro, a świat wokół niego zdawał się być jedną wielką pieśnią radości.

Rzeka, do której zmierzał, zwana była przez starszyznę Srebrną Wodą, bo w blasku księżyca lśniła niby płynne srebro. Wędrował Jaromir brzegiem, patrząc, jak woda mieni się w promieniach słońca, a w sercu jego rodziła się nadzieja na dzień pełen cudów. Wioska jego, choć spokojna, rzadko widywała dziwy, o jakich starcy przy ogniu prawili – o rusałkach, wodnych pannach, co swym śpiewem i pięknem serca ludzkie porywały. Jaromir śmiał się z tych opowieści, mniemając, że to jeno bajania dla dzieci, by strachem przed wodą je trzymać. Ale w głębi duszy, gdzie marzenia się rodzą, pragnął ujrzeć coś niezwykłego, coś, co odmieni jego prosty żywot.
Szedł tedy, nucąc pieśń o wiośnie, a wokół niego świat zdawał się tańczyć w rytmie jego kroków. Wtem usłyszał szelest w trzcinach, cichy jak westchnienie wiatru, lecz melodyjny, jakby kto struny harfy musnął. Zatrzymał się, nasłuchując, a serce jego zabiło żywiej. Czy to ptak jaki, czy może wiatr igra z nim? Lecz szelest przemienił się w śpiew, tak piękny, że Jaromir poczuł, jak nogi same go niosą ku brzegowi, gdzie trzciny gęściej rosły. Głos ów, eteryczny i słodki, zdawał się wołać go po imieniu, a w duszy jego zrodziła się radość, jakiej nigdy dotąd nie znał.

Szept Rusałki i Czar Urody
Gdy Jaromir rozgarnął trzciny, oczom jego ukazała się niewiasta, jakiej nigdy nie widział. Stała w wodzie po pas, a jej włosy, długie i złote, spływały po ramionach niby promienie słońca uwięzione w jedwabiu. Na głowie miała wianek z lilii wodnych i ziół, a jej skóra lśniła bladością perły. Oczy jej, głębokie jako otchłań, patrzyły na niego z mieszaniną ciekawości i figlarności. Była to rusałka, choć Jaromir nie śmiał tego słowa w myśli swej wypowiedzieć, bo piękno jej odebrało mu mowę.
„Ktoś ty, piękna pani?” – spytał, a głos jego drżał, jakby wiatr zimowy przez niego przemówił. Rusałka uśmiechnęła się, a uśmiech jej był jak poranna rosa – niewinny, a zarazem pełen obietnicy. „Jam jest Liliana, strażniczka tej wody,” – odrzekła, a głos jej brzmiał jak muzyka, co duszę w sen wprowadza. „Widzę w tobie serce czyste, Jaromirze, i duszę spragnioną cudów. Przyjdź bliżej, a pokażę ci piękno, jakiego świat twój nie zna.”
Jaromir, choć w głowie jego zadźwięczały ostrzeżenia starców, nie mógł oprzeć się pokusie. Zbliżył się do brzegu, a rusałka wyciągnęła ku niemu dłoń, białą i delikatną, jakby z mgły utkaną. Gdy dotknął jej palców, poczuł ciepło, które rozlało się po całym jego ciele, a w sercu jego zapłonął ogień, jakiego dotąd nie znał. Było to pożądanie, czyste i pierwotne, a zarazem magiczne, bo zdawało mu się, że świat wokół niego rozpływa się w mgle, a jawa staje się snem.
Liliana zaśmiała się cicho, a śmiech jej brzmiał jak dzwonki na wietrze. „Tańcz ze mną, Jaromirze,” – szepnęła, a woda wokół niej zalśniła, jakby świetliki w niej zatopione ożyły. Zaczęła poruszać się w rytmie niewidzialnej melodii, a jej ruchy były tak płynne, że zdawało się, iż sama jest wodą, co w tańcu życie znajduje. Jaromir, zahipnotyzowany, wszedł do rzeki, czując, jak chłód wody ustępuje ciepłu, które biło od rusałki. Tańczył z nią, a świat wokół nich stał się jednym wielkim wirem barw i dźwięków, gdzie czas przestał istnieć.

Pokusa i Mistyczna Gra Cieni
W tańcu owym Jaromir czuł, jak ciało jego lgnie ku Lilianie, a każdy jej dotyk budził w nim pragnienia, jakich nigdy nie śmiał w sobie odkryć. Jej dłonie muskały jego ramiona, a oddech jej, ciepły i pachnący kwieciem, owiewał jego szyję. „Poddaj mi się, Jaromirze,” – szeptała, a głos jej wnikał w jego duszę, budząc żar, który palił go od środka. Czuł, że traci kontrolę, że jawa miesza się ze snem, a granica między nimi staje się coraz cieńsza.
Wtem Liliana przyciągnęła go bliżej, a jej usta znalazły się tak blisko jego własnych, że czuł ich ciepło. „Pocałuj mnie, a pokażę ci tajemnice wód,” – rzekła, a w oczach jej zalśniła moc, której Jaromir nie potrafił się oprzeć. Pocałunek ów był jak magia – słodki, lecz pełen niebezpieczeństwa, bo w chwili, gdy ich usta się spotkały, Jaromir poczuł, jak świat wokół niego wiruje. Zdawało mu się, że widzi duchy wód, co tańczą w mroku, a w głowie jego rozbrzmiewały głosy, które szeptały o rozkoszy i zgubie.
Liliana odsunęła się, a jej śmiech rozbrzmiał znów, lecz tym razem brzmiał w nim cień grozy. „Czyż nie piękne to, Jaromirze?” – spytała, a wokół nich woda zaczęła się burzyć, jakby duchy rzeki ożyły. Jaromir czuł, że traci grunt pod nogami, że ciało jego staje się lekkie, jakby sam stawał się częścią wody. Pożądanie, które w nim płonęło, mieszało się z lękiem, bo w oczach Liliany dostrzegł coś, czego wcześniej nie widział – chłód, bezlitosny i głęboki, jak otchłań, w której nie ma dna.
Mgła wokół nich zgęstniała, a światło księżyca, które dotąd ich oświetlało, zbladło, jakby ciemność pochłaniała wszystko, co żywe. Jaromir chciał się cofnąć, lecz nogi jego nie słuchały, a Liliana przyciągnęła go jeszcze bliżej, oplatając go swymi ramionami. „Nie bój się,” – szepnęła, lecz w głosie jej brzmiała nuta, która mroziła krew w żyłach. Czuł, jak magia jej przenika go całego, jak sen, w który wpadł, staje się koszmarem, z którego nie ma ucieczki.

Mrok Wód i Zguba Duszy
Woda wokół nich zaczęła wirować, a Jaromir poczuł, jak Liliana ciągnie go w głębinę. Próbował się wyrwać, lecz ramiona jej były jak z żelaza, a śmiech jej brzmiał teraz jak krzyk wiatru w czasie burzy. „Zbyt późno, Jaromirze,” – rzekła, a głos jej stał się zimny, jakby sama śmierć przez nią przemówiła. Woda zamknęła się nad jego głową, a on, walcząc o oddech, widział, jak światło księżyca niknie w mroku.
W głębinie ujrzał inne rusałki, ich twarze piękne, lecz puste, oczy martwe, a dłonie wyciągnięte ku niemu, jakby chciały go pochwycić. Liliana zaśmiała się raz jeszcze, a śmiech jej był teraz pełen triumfu. „Twoja dusza należy do nas,” – szepnęła, a Jaromir poczuł, jak życie z niego uchodzi. Ciało jego stało się lekkie, a umysł pogrążył się w ciemności, gdzie jeno ból i rozpacz pozostały.
W wiosce jego ciała nigdy nie odnaleziono, a rzeka, która niegdyś lśniła srebrem, stała się mroczna i cicha, jakby skrywała tajemnicę zbyt straszną, by ją wyjawić. Starcy prawili potem, że Jaromir padł ofiarą rusałek, a matki ostrzegały swe dzieci, by nigdy nie zbliżały się do Srebrnej Wody w czas pełni księżyca.
Morał z tej opowieści płynie prosty, lecz surowy: nie daj się zwieść pięknu, które skrywa zgubę, bo pokusy wód mogą duszę twą na wieki pochłonąć. Strzeż się rusałek, bo ich urok, choć słodki, wiedzie ku mrokowi, z którego powrotu nie ma.

.