Czy świat staje się bardziej dostępny – czy tylko tak się nam wydaje?

Współczesny świat coraz częściej mówi o równości, dostępności i inkluzywności. Hasła te pojawiają się w kampaniach korporacji, planach miast, wystąpieniach polityków i strategiach unijnych. Jednak za fasadą deklaracji warto zadać pytanie: czy za tymi obietnicami idą realne działania? Czy może mamy do czynienia z dostępnością pozorną – marketingiem zamiast systemowych zmian? Choć świadomość społeczna rośnie, a język staje się bardziej wrażliwy, wciąż zbyt wiele osób z niepełnosprawnościami napotyka na codzienne bariery. I nie są one skutkiem braku technologii – tylko braku woli, procedur i priorytetów.

Miasta coraz częściej dla wszystkich – ale czy naprawdę wszędzie?

W przestrzeni miejskiej widać wyraźny postęp. W wielu dużych miastach pojawiły się niskopodłogowe autobusy, oznaczenia w alfabecie Braille’a, ścieżki prowadzące dla osób niewidomych, dźwiękowe sygnalizacje świetlne, windy na stacjach. To nie są już wyjątki – to standardy nowej urbanistyki. Jednak często są one ograniczone do centrów metropolii. Na obrzeżach, w mniejszych miastach i na wsiach wciąż brakuje podstawowych udogodnień: podjazdów, chodników, wind w urzędach, dostępnych przystanków.

Osoby z niepełnosprawnościami żyjące poza dużymi ośrodkami nie tylko mają utrudniony dostęp do przestrzeni publicznej, ale też nie mają alternatywy. Brak komunikacji miejskiej, bariery architektoniczne w sklepach czy przychodniach, a także niewielka świadomość lokalnych władz – to wszystko sprawia, że inkluzywność pozostaje na poziomie deklaracji. Dostępność w Polsce ma kod pocztowy – i to bardzo wyraźny.

Cyfrowe rozwiązania zamiast pomocy – generują nowe problemy

Nowoczesne technologie miały być przełomem: e-recepty, ePUAP, elektroniczne dzienniki, zdalne porady lekarskie. Dla osób z niepełnosprawnością mogły oznaczać większą niezależność. W praktyce jednak wiele z tych usług nie spełnia wymogów dostępności cyfrowej (WCAG). Interfejsy są nieczytelne, przyciski ukryte, brak opisów dla czytników ekranu. Formularze są nielogiczne, brakuje opcji dostosowania kontrastu czy wielkości czcionki.

Do tego dochodzi kwestia sprzętu. Nie każdy ma szybki internet, komputer lub smartfon. Dla osób starszych obsługa e-systemów jest niezrozumiała, a pomoc techniczna – niedostępna. Cyfrowe wykluczenie dotyczy nie tylko seniorów, ale też osób ubogich i mieszkańców terenów słabiej zurbanizowanych. Cyfryzacja bez przystępności to nowa forma dyskryminacji.

Warto wiedzieć: Polska ustawa o dostępności cyfrowej z 2019 r. nakłada na instytucje publiczne obowiązek spełniania standardów WCAG 2.1. Jednak wiele urzędów wciąż nie przeszło audytu, a osoby z niepełnosprawnościami nie mają skutecznych narzędzi, by egzekwować swoje prawa.

Architektoniczne bariery wciąż nie do pokonania – szczególnie w mieszkaniach

Choć teoretycznie nowe budynki mieszkalne powinny spełniać wymogi dostępności, w praktyce wiele z nich robi to jedynie na papierze. Normy projektowe są często traktowane jako formalność, nie jako realne wytyczne. Pojawiają się więc sytuacje, w których inwestycje oddawane jako „dostosowane” w rzeczywistości zawierają liczne ograniczenia: zbyt wąskie drzwi, brak miejsca manewrowego w łazienkach, wysokie progi przy wejściach czy brak podjazdów mimo obecności schodów. To wszystko sprawia, że osoby z niepełnosprawnościami nie mogą samodzielnie korzystać z przestrzeni, która rzekomo została dla nich zaprojektowana.

Jeszcze większym wyzwaniem są budynki z wielkiej płyty z lat 60., 70. i 80., których struktura uniemożliwia szybkie lub tanie dostosowanie. Ciasne korytarze, brak wind, schody bez poręczy, niewielkie łazienki – to codzienność tysięcy osób, które żyją w niedostosowanych mieszkaniach. Przebudowa takich przestrzeni wymaga kosztownych i czasochłonnych remontów, często niewykonalnych bez naruszania konstrukcji budynku lub uzyskiwania zgód administracyjnych, których zdobycie graniczy z cudem. Co gorsza, część lokatorów nie ma możliwości przeprowadzki, a rynek nieruchomości nie oferuje wystarczająco dostępnych alternatyw.

Dostosowanie mieszkania do potrzeb osoby poruszającej się na wózku to wydatek zaczynający się od kilkunastu, a często sięgający nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Choć teoretycznie możliwe jest uzyskanie wsparcia z funduszy takich jak PFRON czy lokalne programy samorządowe, procedury są skomplikowane, czas oczekiwania długi, a dokumentacja – zbyt trudna dla wielu wnioskodawców. Odmowy najczęściej wynikają z braków formalnych, a nie rzeczywistych przesłanek. Efekt? Osoby z niepełnosprawnościami tkwią w niedostosowanych mieszkaniach przez lata, tracąc szansę na niezależność i komfortowe życie.

Inkluzywność na etykiecie – ale nie w użyciu

Na produktach, w usługach publicznych, aplikacjach mobilnych i na stronach internetowych coraz częściej pojawia się etykieta „accessible” – dostępne. To brzmi dobrze. Ale czy za tą etykietą naprawdę stoi funkcjonalność, której potrzebują użytkownicy z niepełnosprawnościami? Niestety, rzeczywistość pokazuje, że wiele rozwiązań dostępnych jest tylko z nazwy. Bez realnych testów i bez konsultacji z odbiorcami końcowymi często powstają produkty, które teoretycznie spełniają normy, ale w praktyce są bezużyteczne.

Najczęstsze błędy wynikają z myślenia o dostępności wyłącznie w kategoriach technicznych. Projektuje się rampy zbyt strome, windy z przyciskami poza zasięgiem, aplikacje cyfrowe niekompatybilne z czytnikami ekranu, formularze nieczytelne dla osób z zaburzeniami poznawczymi. Często te projekty powstają bez udziału społeczności, której mają służyć – a to oznacza, że ich używalność nie została w ogóle zweryfikowana. W efekcie pozorna dostępność staje się nową formą wykluczenia – mniej widoczną, ale równie dotkliwą.

Wciąż brakuje w Polsce obowiązkowych audytów użyteczności z udziałem osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności. Nie przeprowadza się testów z użytkownikami, nie stosuje zasady „nic o nas bez nas”. A przecież rzeczywista dostępność nie kończy się na zgodności z przepisami – zaczyna się tam, gdzie człowiek może bez barier skorzystać z danego rozwiązania. Tylko wtedy mówimy o projektowaniu uniwersalnym, które uwzględnia potrzeby realnych ludzi, a nie statystyk.

Kto zostaje w tyle? Lista zapomnianych grup

W publicznej debacie o dostępności najczęściej pojawiają się obrazy osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. To ważna grupa, ale nie jedyna. Tymczasem w cieniu dyskusji pozostają setki tysięcy ludzi, których potrzeby są kompletnie ignorowane. Mowa o osobach z niepełnosprawnością intelektualną, zaburzeniami ze spektrum autyzmu, chorobami psychicznymi, demencją, afazją, padaczką czy zaburzeniami sensorycznymi. Dla nich klasyczna architektoniczna dostępność w postaci rampy czy windy to tylko początek – a często zupełnie nietrafiona pomoc.

Te osoby potrzebują przede wszystkim otoczenia spokojnego, przewidywalnego i czytelnego poznawczo. Kluczowe są proste i powtarzalne komunikaty, jednoznaczne symbole, dobrze widoczne oznaczenia, łatwość korzystania z przestrzeni bez konieczności rozmowy czy stresującej interakcji. W wielu przypadkach niezbędna jest również możliwość skorzystania z asysty – zarówno w punkcie informacyjnym, jak i w formie prostych instrukcji krok po kroku. To dostępność oparta na komunikacji, empatii i wsparciu społecznym, a nie tylko betonie i przepisach.

Tymczasem rzeczywistość jest brutalna. W urzędach nie ma stref ciszy, w sklepach brakuje oznaczeń piktogramowych, a pracownicy nie mają żadnego przeszkolenia z komunikacji alternatywnej (AAC). Strony internetowe są przeładowane treścią, skomplikowane w obsłudze, bez opcji przestawienia kontrastu czy uproszczonej wersji tekstowej. To nie są osoby mniej samodzielne – to otoczenie nie daje im szansy na bycie samodzielnymi. Bez zrozumienia tych potrzeb będziemy projektować przestrzenie, które fizycznie będą dostępne – ale psychicznie i sensorycznie będą niedostępne dla tysięcy ludzi.

Projektowanie uniwersalne to korzyść dla wszystkich

Podjazd dla wózków ułatwia życie nie tylko osobie poruszającej się na wózku, ale też rodzicowi z dzieckiem, kurierowi z paczką czy starszej osobie z chodzikiem. Kontrastowe oznaczenia na schodach czy krawężnikach nie są przydatne wyłącznie osobom niedowidzącym – pomagają też każdemu, kto porusza się po nowej, nieznanej przestrzeni, zwłaszcza po zmroku. Windy i drzwi automatyczne to udogodnienia nie tylko dla osób z ograniczeniami ruchowymi, ale też dla kontuzjowanych sportowców, kobiet w ciąży czy pasażerów z ciężkim bagażem. Projektowanie uniwersalne nie jest luksusem dla wybranych – to podstawa nowoczesnego, przyjaznego środowiska.

To właśnie dlatego dostępność nie powinna być ujmowana w budżetach jako koszt, lecz jako strategiczna inwestycja w jakość życia całej społeczności. Projektowanie z myślą o wszystkich użytkownikach wymaga nieco więcej pracy – trzeba uwzględnić różnorodne potrzeby, przeprowadzić konsultacje społeczne, przeszkolić projektantów i decydentów. Jednak efekty są trwałe, przewidywalne i realnie poprawiają codzienność milionów ludzi. Co ważne, są to zmiany, które nie wykluczają nikogo – wręcz przeciwnie, sprawiają, że przestrzeń staje się bardziej elastyczna i przyjazna.

Projektowanie uniwersalne działa również jako forma profilaktyki społecznej. Jeśli od początku uwzględniamy w planach urbanistycznych potrzeby osób starszych, rodzin z dziećmi, osób z czasową lub trwałą niepełnosprawnością – zmniejszamy ryzyko ich izolacji i zależności od pomocy innych. Co więcej, taka filozofia projektowa poprawia też estetykę i ergonomię przestrzeni – bo dobre rozwiązania są intuicyjne, logiczne i przyjemne dla oka. Warto pamiętać, że każdy z nas może chwilowo lub trwale znaleźć się w sytuacji ograniczonej sprawności. Dostępność nie jest więc problemem „innych” – to temat dotyczący nas wszystkich.

Co się zmieniło, a co wciąż zawodzi?

Pozytywne przykłady:

  • niskopodłogowe tramwaje i autobusy
  • toalety publiczne z uchwytami i przestrzenią manewrową
  • rampy w nowoczesnych budynkach urzędowych
  • strony internetowe zgodne z WCAG
  • budżety obywatelskie wspierające lokalne projekty dostępności

Negatywne przykłady:

  • windy z przyciskami zbyt wysoko
  • brak pętli indukcyjnych w instytucjach kultury
  • nieczytelne formularze urzędowe bez możliwości wsparcia
  • brak audiodeskrypcji w mediach
  • miejsca parkingowe dla osób z niepełnosprawnością blokowane przez innych

Przepisy są – ale czy działają?

W Polsce obowiązuje ustawa o zapewnianiu dostępności z 2019 r., a w UE funkcjonują dyrektywy i Europejski Akt o Dostępności. Problem polega nie na braku prawa, ale na braku realnej egzekucji. Urzędy często traktują dostępność jako formalność. Brakuje inspekcji, audytów, kar, możliwości zgłoszenia naruszeń.

Dostępność bez egzekwowania przepisów pozostaje tylko deklaracją. A osoby z niepełnosprawnościami nie mają siły ani narzędzi, by same walczyć o swoje prawa.

Czas decyzji – czy świat wybierze prawdziwą dostępność?

Jesteśmy na rozdrożu. Mamy technologie, materiały, przepisy i wiedzę. Czego brakuje? Systematycznego podejścia, odpowiedzialności i słuchania głosu samych zainteresowanych. Jeśli chcemy, by dostępność była standardem, a nie hasłem marketingowym, musimy działać – w architekturze, w cyfryzacji, w usługach i edukacji.

Tylko wtedy rzeczywiście zaczniemy tworzyć świat dostępny dla wszystkich – nie tylko w kampaniach, ale w realnym doświadczeniu ludzi.

Wpis powstał we współpracy z właścicielem serwisu domatic.pl